Gorzów – Zielona Góra: między mitem a rzeczywistością
Dariusz A. Rymar
11 marca 2003 roku wziąłem udział w zebraniu koła naukowego studentów Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, poświęconemu mitom i legendom w kontaktach gorzowsko-zielonogórskich. Do spotkania doszło z inicjatywy opiekunów naukowych koła, zaś zaproszono mnie z uwagi na przedmiot mojej pracy doktorskiej poświęconej powojennym dziejom Gorzowa (nota bene obronionej na Uniwersytecie Zielonogórskim w roku 2002). Trzy dni później w „Gazecie Wyborczej” ukazała się relacja z tego spotkania, która jednak była znacznym skrótem i uproszczeniem. Moja wypowiedź została kompletnie wypaczona i zamieszczona pod publicystycznym tytułem, z którym nie miałem nic wspólnego. Z mojej prelekcji oraz głosów dyskutantów dziennikarz zrobił jedną wypowiedź, sugerującą moje autorstwo całości. Sprostowanie gazeta zamieściła tylko w części, w dodatku jako „list do redakcji”[1]. Wówczas napisałem poniższy artykuł, który był próbą przeanalizowania na ile różne zarzuty gorzowian pod adresem elit zielonogórskich mają swoje uzasadnienie w dokumentacji. Niektóre elementy zawarłem już wcześniej w swoim doktoracie wydanym w roku 2005[2]. Poniższy tekst jest uzupełnioną wersją artykułu napisanego w roku 2003.
Problematyka konfliktu gorzowsko-zielonogórskiego chyba nie była podejmowana przez uczonych. Właściwie kiedy się zastanowić, to jedynymi publikacjami są wywiady, jakich udzielił wielce dla Gorzowa zasłużony Zenon Bauer, który w latach 1958–1969 był przewodniczącym Prezydium Miejskiej Rady Narodowej[3]. Są to cenne świadectwa, naocznego świadka, jednak spisane dopiero w końcu lat 90., a więc w 30-40 lat po zdarzeniach. Wymagają one od historyka ostrożnego podejścia i konfrontowania z innymi źródłami. Z kolei z kręgów historyków zielonogórskich tematem tym na marginesie innych rozważań zajmował się prof. Hieronim Szczegóła[4].
Gorzów – stolica Ziemi Lubuskiej – od tego się zaczęło
Jak sądzę, wszystkie nieporozumienia gorzowsko-zielonogórskie mają swój początek w okresie 1945–1950. W lecie 1945 r. z 14 powiatów leżących w okręgach zachodniopomorskim i śląskim przyłączono do woj. poznańskiego. Szybko obszar ten nazwano (w Poznaniu) Ziemią Lubuską. Kiedy popatrzy się na mapę tamtej Ziemi Lubuskiej – z Piłą na wschodzie i Zieloną Górą na południu, widać, iż środkiem tego regionu był Gorzów. Gorzów (choć w dużym stopniu zniszczony) był wówczas także największym ośrodkiem na tym terenie. Co więcej działała tu bardzo sprawna administracja kierowana przez starostę Floriana Kroenke. Pewnie te względy zadecydowały, iż tu wykształciła się stolica Ziemi Lubuskiej. Na początku marca 1946 roku, w Gorzowie odbył się zjazd kierowników urzędów informacji i propagandy z woj. poznańskiego z udziałem ministra Stefana Matuszewskiego. Z tej okazji nakręcono film pt. „Gorzów – stolica Ziemi Lubuskiej”. Tu ukazywał się tygodnik „Ziemia Lubuska” i powstawały instytucje o charakterze regionalnym jak np. Okręgowy Urząd Likwidacyjny. Od roku 1945 Gorzów był ośrodkiem administracji kościelnej obejmującej znaczny obszar północno-zachodniej części kraju. W końcu roku 1946 stołeczność Gorzowa została potwierdzona zlokalizowaniem tu Ekspozytury Urzędu Wojewódzkiego Poznańskiego, na czele której stanął (w randze wicewojewody) wspomniany F. Kroenke. W roku 1947 Gorzów był świadkiem znaczących wydarzeń mających charakter regionalny: uroczyste wręczenie aktów nadania ziemi w Ekspozyturze Urzędu Wojewódzkiego (luty), wizyta wicepremiera Władysława Gomułki (kwiecień), zjazd Związku Osadników Wojskowych (lipiec) i wizyta prymasa kardynała Hlonda (październik). Wydarzenia te nie miały chyba swoich odpowiedników w wówczas drugoplanowej Zielonej Górze.
Stan tworzenia w Gorzowie centrum lubuskiego, jak wiadomo, trwał do roku 1950. Przygotowania do reformy podziału terytorialnego kraju prowadzono co najmniej już od roku 1947. Z braku miejsca nie chciałbym się nad tym rozwodzić. Jednak trzeba odnotować, iż ostateczny projekt kształtu nowego, samodzielnego województwa na Ziemi Lubuskiej przewidywał odłączenie Piły i dołączenie 5 powiatów na południu regionu, dotychczas będących w woj. wrocławskim. Takie zmiany sprawiły, że to Zielona Góra uzyskała centralne położenie w nowym regionie. I zapewne to stało się głównym powodem, iż to ją wybrano na nową stolicę. Z pewnością znaczenie miały tu także inne względy: porównywalny potencjał ludnościowy, rozwijający się przemysł, czy też istotna rola Zielonej Góry w układzie komunikacyjnym. Czy były jeszcze jakieś inne? W Gorzowie panuje np. opinia, że powodem umieszczenia stolicy regionu w Zielonej Górze była chęć „ukarania” Gorzowa za to, że była tu stolica diecezji. Taki pogląd wydaje się pozbawiony podstaw (zwracał na to uwagę także jeden z dyskutantów na wspomnianym spotkaniu), jednak stale jest obecny. W taką motywację ówczesnych decydentów powątpiewa także prof. H. Szczegóła, choć jej nie wyklucza[5]. Zauważa on także, iż decyzja o zmianie lokalizacji stolicy ułatwiała wymianę kadry urzędniczej. Były to przecież czasy stalinowskich czystek.
W Gorzowie zupełnie nie zdawano sobie sprawy, w którą stronę idzie reforma podziału terytorialnego. Zachowały się dwa dokumenty z lata 1949 roku, z których wynika, iż panowała tu pewność, że Gorzów po reformie stanie się stolicą nowego województwa. Trudno powiedzieć kiedy dokładnie do gorzowskich elit polityczno-administracyjnych dotarła wiedza na temat innej lokalizacji stolicy. W każdym razie kiedy w połowie 1950 r. powstało woj. zielonogórskie, w Gorzowie pojawiła się gorycz z powodu takiej decyzji. Sądzę, iż jest ona jednym z istotnych elementów późniejszych relacji pomiędzy dwoma miastami. Być może nawet elementem najważniejszym. Poniżej wyliczam przykłady animozji pomiędzy obydwoma miastami z lat następnych.
Lubuskie = zielonogórskie
Powstanie województwa zielonogórskiego spowodowało przenosiny niektórych instytucji z Gorzowa do Zielonej Góry. Najważniejszą z nich była rzecz jasna wspomniana Ekspozytura, która dała początek Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Zielonej Górze. Niestety procesowi temu (najzupełniej zrozumiałemu i oczywistemu) towarzyszyły, jak mi się wydaje, decyzje nie do końca przemyślane. Twórcy nowego centrum w regionie nie pozostawili w Gorzowie (bądź nie zezwolili na utworzenie tu) instytucji mających znaczenie regionalne, a mniej prestiżowych. Pozwoliłoby to emocjonalnie wtopić Gorzów w nowe województwo. A przecież okazji było chyba wystarczająco dużo. 8 września 1945 roku w Gorzowie wojewoda poznański F. Widy-Wirski uroczyście otworzył Muzeum Ziemi Lubuskiej. Muzeum to później poddawane było różnym przekształceniom, w których „zgubiono” pierwotną nazwę. W latach 60. z kolei zielonogórskie muzeum otrzymało dokładnie tę samą nazwę. Trudno jednoznacznie łączyć te dwa fakty, bo przecież decyzje rozkładają się tu na wiele lat i były podejmowane zapewne nie tylko w Zielonej Górze. Jednak powstaje refleksja – czy jednak nie można było pozostawić tej nazwy gorzowskiemu muzeum? Miała ona już swoją gorzowską tradycję, którą zagubiono nadając identyczną nazwę muzeum zielonogórskiemu. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku Archiwum Państwowego. Pierwsze archiwum na terenie woj. zielonogórskiego powstało (zapewne jeszcze „siłą rozpędu”) w sierpniu 1950 roku w Gorzowie, jako oddział poznański. Działało na terenie całego województwa. W roku 1952 rozważano podniesienie go do rangi samodzielnego Wojewódzkiego Archiwum Państwowego. W tej sprawie do Gorzowa przyjeżdżali przedstawiciele Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych z Warszawy. Jednak, jak zapisał ówczesny kierownik gorzowskiego oddziału Kazimierz Bielecki, usytuowanie archiwum w Gorzowie zostało zablokowane przez I sekretarza KW PZPR. Archiwum Państwowe powstało, ale nie w Gorzowie i, o ironio, także nie w Zielonej Górze, gdzie widocznie nie było odpowiedniego lokum, tylko w Sulechowie!
To tylko dwa przykłady pokazujące „centralistyczne” myślenie ówczesnych elit wojewódzkich. Jednak nie chodzi tu tylko o względy prestiżowe i „przeciąganie instytucji”. Lokując (nawet drugorzędne) instytucje lubuskie w Gorzowie można było sprawić wtopienie się jego mieszkańców w lubuską tożsamość, doceniając jednocześnie pozycję miasta i jego dokonania okresu 1945–1950. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca. Nie dysponuję rzetelnymi badaniami (bo chyba nikt ich nie robił), ale z rozmów z gorzowianami wiem, że mało kto z nich czuje się „lubuszaninem”, podczas gdy na południu województwa ta identyfikacja występuje chyba znacznie częściej. Myślę, że jest to rezultat właśnie opisanych powyżej zjawisk. W Gorzowie przyjęło się uważać, że „lubuskie” znaczy tyle samo co „zielonogórskie”.
Stół operacyjny (zabrany do Zielonej Góry)
W jednym z wywiadów wspomniany Zenon Bauer powiedział: zaraz po utworzeniu województwa zielonogórskiego w 1950 roku do Gorzowa przyjechała delegacja z Zielonej Góry i siłą zabrała cały, kompletny stół operacyjny, wywożąc go do siebie. Dyrektora szpitala Czesława Gawlikowskiego, który protestował przeciwko temu bezprawiu, natychmiast wyrzucono z pracy i nie wpuszczono go więcej do szpitala[6].
Próbowałem zweryfikować ten pogląd w oparciu o akta ówczesnych władz miejskich i udało się to częściowo potwierdzić. Okazało się, iż chodziło nie o stół „operacyjny” a ortopedyczny. Decyzję o jego wydaniu Szpitalowi Wojewódzkiemu podjął Wydział Zdrowia Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej 7 X 1952. Kilka tygodni później, 29 listopada 1952 r. na posiedzeniu Prezydium Miejskiej Rady Narodowej nie zgodziło się na wydanie stołu i wystąpiło do PWRN o anulowanie tej decyzji. Uzasadniano to koniecznością zachowania zdolności do przeprowadzania zabiegów związanych ze złamaniami kości. 24 stycznia 1953 sprawa powróciła. Tego dnia do Gorzowa przybyły dwie osoby z Wydziału Zdrowia PWRN aby stół zabrać. W protokole z posiedzenia PMRN czytamy: Kolektyw dyrekcji [szpitala] zrobił odprawę, na której postanowiono stołu nie wydać dopóki wojewódzki Wydział Zdrowia nie da innego stołu. Z dalszej części protokołu wynika bardzo nerwowa atmosfera tych działań: Dr Gawlikowski stwierdza, że podczas jego nieobecności w Szpitalu zaszły pewne zmiany, o których on jako dyrektor nie został w ogóle powiadomiony. Np. wystąpiono z wnioskiem o podział Oddziału na dwa, skasowano jedną salę opatrunkową i izbę chorych. Poza tym chodzą pogłoski, że ma być zmieniony dyrektor. Dr Gawlikowski zwraca się z prośbą do Prezydium o poparcie jego wniosku o zwolnienie ze stanowiska dyrektora. Sam stara się [o to] już od kilku lat, jak dotychczas bezskutecznie[7].
To wszystko co w tej sprawie udało się znaleźć w aktach PMRN. W aktach nie znaleziono potwierdzenia, że stół rzeczywiście zabrano, choć opierając się na relacji Z. Bauera i cytowanych dokumentach, wydaje się to bardzo prawdopodobne. Spór ten z dzisiejszej perspektywy wygląda nieco operetkowo. Jednak w epoce stalinowskiej nie powodował śmiechu. Wszystko działo się przecież w warunkach braku wolności słowa i innych swobód obywatelskich. Decyzja ta z pewnością była szeroko komentowana w Gorzowie i przyczyniała się w znacznym stopniu do wzrostu antagonizmów.
Prezydent „przywieziony w teczce” z Zielonej Góry
Inaczej było jesienią 1956 roku, kiedy na fali odwilży politycznej, na jakiś czas poszerzył się zakres swobód i wypowiedzi. Na wrześniowej sesji MRN gorzowscy radni poddali totalnej krytyce dotychczasowego przewodniczącego Prezydium MRN (w uproszczeniu można powiedzieć, że był to odpowiednik współczesnego prezydenta miasta). W rezultacie ustąpił ze swego stanowiska. Przed radnymi pojawiła się okazja wyboru nowego, w warunkach niemal w pełni demokratycznych.
Jeszcze na sesji 21 września gorzowscy radni wybrali 20-osobową komisję w celu wyłonienia nowego przewodniczącego i zaproponowania jego wyboru radnym. Komisja pod przewodnictwem Józefa Cegiela (radnego i jednocześnie przewodniczącego Miejskiego Komitetu Frontu Narodowego) odbyła kilka spotkań w dniach następnych. Wyłoniono na nich kilku kandydatów na przewodniczącego PMRN: Leona Zachciała, Tadeusza Jabłońskiego (kierownik Wydziału Kwaterunkowego PMRN), Józefa Macha (b. naczelnik Wydziału Osiedleńczego Ekspozytury UWP i b. przewodniczący gorzowskiego oddziału Stronnictwa Pracy), Jana Dziwera (w roku 1948 krótko przewodniczącego gorzowskiego Komitetu Powiatowego PPS, a po 15 grudnia 1948 r. przez krótko należącego do PZPR, z której go usunięto, w grudniu 1956 r. zrehabilitowanego, pracownika PKP). W zainteresowaniu zespołu znalazł się także zielonogórzanin Roman Baran – w latach 1950–1956 kierownik Wydziału Handlu (a wcześniej Wydz. Administracyjnego) KW PZPR w Zielonej Górze. O dziwo, wśród radnych ta ostatnia kandydatura wzbudziła największe uznanie i jego zarekomendowano radzie jako najlepszego kandydata! W uzasadnieniu stwierdzono, iż R. Baran znany jest jako dobry organizator, dobry kierownik kolektywu, człowiek obowiązkowy i wymagający od siebie i współpracowników. Gwarantuje on nadanie pracy Prezydium właściwego kierunku politycznego. Szeroka dyskusja wykazała, że dla dobra miasta i jego mieszkańców koniecznym było sięgnięcie po kandydata spoza Gorzowa[8](podkreślenie DAR). Jest to zdumiewający fakt w dziejach miasta. W okresie 1946–1990 tylko raz jeden wybór przewodniczącego czy prezydenta przebiegał w warunkach względnych swobód demokratycznych, kiedy gorzowscy radni (sami nie pochodzący z wolnych wyborów) mogli przeforsować swoją decyzję. I w tych okolicznościach na czele gorzowskich władz administracyjnych stanął zielonogórzanin, który wygrał konkurencję z gorzowianami. Co kierowało gorzowskimi radnymi? Czy liczyli na kontakty R. Barana w Zielonej Górze i w tym upatrywali profitów dla miasta? Nie wiadomo.
W tym samym czasie, w atmosferze odwilży październikowej po raz pierwszy ujawniły się w Gorzowie nastroje antyzielonogórskie. Np. na konferencji miejskiej PZPR w grudniu 1956 r. dyskutanci zwracali uwagę na dysproporcję w zaopatrzeniu sklepów pomiędzy Zieloną Górą a Gorzowem, wytykali także stolicy województwa budowę drugiego domu kultury, w sytuacji braku mieszkań.
Śródmieście – nie nasze (bo narzucone przez „Zieloną Górę”)
W roku 1957 przystąpiono do odbudowy śródmieścia Gorzowa, spalonego w roku 1945. Opracowano dwa projekty – jeden w Warszawie drugi w Poznaniu. Zdaniem Z. Bauera projekt poznański przewidywał budowę estetycznych kamienic i utrzymania klimatu starego miasta. Zgrabne kamienice miały mieć spadziste dachy. Do realizacji zakwalifikowano jednak projekt warszawskiego Biura Projektów Typowych. Ten projekt odbudowy śródmieścia uzyskał nagrodę państwową III stopnia, co z dzisiejszej perspektywy musi budzić zdziwienie, jednak jest warte odnotowania. W rezultacie w centrum miasta monotonne bloki mieszkalne połączono z gotycką katedrą. Co gorsza zagubiono przy tym kształt rynku, co ma swoje konsekwencje po dziś, bo w mieście odczuwa się brak centrum. Za ten stan Z. Bauer jednoznacznie obarcza „Zieloną Górę”.
Próżno szukać w aktach PMRN śladów tej sprawy. Przyjmując wersję ówczesnego przewodniczącego PMRN, trzeba jednak zadać istotne pytanie: czy w końcu lat 50. projekt warszawski był wybrany dlatego, że był możliwy do stosunkowo szybkiego zrealizowania i, co najważniejsze, możliwy do sfinansowania? Czy stojąc przed taką decyzją: wydać na to samo mniej albo więcej pieniędzy, ktoś zdecyduje się na wariant droższy? Można chyba przyjąć przecież, że plan poznański był o wiele droższy. Ciekawe światło rzuca na tę sprawę artykuł z „Gazety Gorzowskiej” (mutacja „Gazety Zielonogórskiej”) z roku 1957. Otóż według „Gazety” oba projekty i ten Biura Projektów Typowych w Warszawie i Miastoprojektu w Poznaniu z inicjatywy Towarzystwa Rozwoju Ziem Zachodnich zostały poddane dyskusji. Większość dyskutantów opowiadała się za wariantem poznańskim jednak, jak informowała „Gazeta”, wadą tego projektu była znaczna ilość wyburzeń obiektów w śródmieściu. Analizująca projekty Główna Komisja Urbanistyczno-Architektoniczna nakazała znaczne ograniczenie liczby wyburzeń, zwiększenie liczby garaży i zaplanowanie budowy szkoły, dwóch przedszkoli i żłobka[9]. A zatem były także inne względy niż tylko finansowe czy polityczne.
Oczywiście, pozostaje sprawa estetyki. Jednak to pojęcie jest bardzo względne. Prasa gorzowska z lat 60. jest pełna zachwytów nad przybywającymi w mieście blokami, wieżowcami i innymi budowlami, w których upatrywano symbolu wielkomiejskości Gorzowa. Nikt nie ubolewał nad znikającymi resztkami starszej zabudowy, z którymi odchodził w przeszłość klimat starego miasta. Np. w roku 1969 rozebrano stojący w śródmieściu XVIII-wieczny arsenał, mający spadzisty dach, kryty dachówką, idealnie komponujący się z gotycką katedrą. „Gazeta Gorzowska” z tego faktu niejednokrotnie wyrażała zadowolenie, bo uważano, że budynek ten nie pasuje do „nowoczesnych” bloków, które pojawiły się w jego sąsiedztwie. Dodajmy też na marginesie, że rozbiórkę arsenału przeforsowały gorzowskie elity administracyjno-polityczne z tamtego okresu (urbaniści, architekci i sam Z. Bauer), a jednym z nielicznych jego obrońców był Wydział Kultury PWRN w Zielonej Górze[10].
Gorzowski radny – bezradny (w starciu z „Zieloną Górą”)
Jedyną sprawą lepiej znaną w interesującym nas przedmiocie był kryzys w gorzowskiej radzie jaki miał miejsce w roku 1961. Stało się tak, gdyż opisał go w tygodniku „Świat” J. Szperkowicz. Na tekście tym oparł się J. Zysnarski, który przypomniał o sprawie w roku 1985 w „Ziemi Gorzowskiej”[11].
W roku 1961 poszło o zakres inwestycji przewidzianych dla Gorzowa w planie na lata 1961–1965. Wiosną tego roku były wybory do rad narodowych. FJN, który prowadził kampanię przedwyborczą, deklarował do roku 1965 rozwój Gorzowa do 70 tysięcy mieszkańców, wzrost zatrudnienia w samym przemyśle kluczowym o około 6 tys. osób, nową przychodnię lekarską na Zamościu, dwa nowe oddziały szpitala miejskiego, dwa nowe żłobki, trzy kolejne szkoły podstawowe i jedną ponadpodstawową, internat dla Studium Nauczycielskiego i wreszcie nowe kino panoramiczne w śródmieściu, będące marzeniem gorzowian od dawna. Tymczasem nadesłane z Prezydium WRN w Zielonej Górze wskaźniki nie przewidywały żadnej z tych inwestycji. Doprowadziło to do wzburzenia radnych, którzy w dniu 11 listopada 1961 doprowadzili do zerwania sesji. Było to wydarzenie bez precedensu w całych dziejach rady od 1945 do 1990 roku i zostało odnotowane nawet przez prasę centralną we wspomnianym artykule J. Szperkowicza.
Radnych zbulwersowały mizerne perspektywy rozwoju miasta do roku 1965, które nie tylko nie oznaczały rozwoju, ale wręcz regres: np. w tymże roku w szkołach przewidywano wzrost liczby dzieci na izbę lekcyjną, a także spadek liczby miejsc kinowych w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców. I tak w roku 1961 liczba dzieci na izbę lekcyjną wynosiła 61, a w roku 1962 przewidywano już 63 dzieci. W roku 1961 w Gorzowie przypadało 16,6 miejsc kinowych na tysiąc mieszkańców, w sytuacji gdy przeciętna wojewódzka wynosiła 26,4. Zauważono, iż nawet po zbudowaniu kina na 800 miejsc (czego plan nie przewidywał) wskaźnik ten w Gorzowie wzrósłby do zaledwie 27 miejsc (licząc łącznie 4 kina – planowane oraz już działające „Słońce”, „Capitol” i „Warta”), przy przewidywanej średniej wojewódzkiej 27,9 miejsca na tysiąc mieszkańców. A więc i tak miasto byłoby poniżej średniej.
Plan oznaczał także regres w bazie turystycznej. W roku 1961 w Gorzowie było 176 łóżek hotelowych na 44 tys. mieszkańców, przy czym przewidywano, że w roku 1965 będzie to zaledwie 120 łóżek przy 70 tys. mieszkańców. Pogarszanie się sytuacji w tej dziedzinie było widoczne już od roku 1955, kiedy to wskaźnik miejsc w hotelach w stosunku do liczby mieszkańców wynosił 4, w roku 1961 wynosił jeszcze 3,5 a w roku 1965 miał wynosić 1,7.
Te ponure perspektywy były efektem odsuwania w czasie inwestycji w dziedzinie infrastruktury. Co gorsza, wspomniane wskaźniki były niekorzystne względem innych ośrodków z terenu województwa, gdzie plan przewidywał dalszą poprawę. Po zerwaniu sesji 11 listopada, plan poddała analizie także egzekutywa KMiP PZPR na posiedzeniu 24 listopada. Także tu został skrytykowany.
Po zerwaniu sesji w dniu 11 listopada, przez miesiąc trwał dziwny jak na relacje w PRL stan – Wojewódzka Rada Narodowa uchwaliła już plan dla całego województwa, a Gorzów nie miał swojego własnego, który w warunkach gospodarki sterowanej centralnie był elementem planu wojewódzkiego. Na sesji WRN 3 radnych z Gorzowa nie ośmieliło się protestować przy uchwalaniu planu wojewódzkiego. Cały czas trwały rozmowy na temat wybrnięcia z tej sytuacji. W połowie grudnia przyjechał do Gorzowa sam przewodniczący PWRN J. Lembas i przy jego udziale spisano aneks do planu. Radni zgodzili się na akceptację planu, ale wraz z aneksem.
Sesja poświęcona planowi odbyła się 20 grudnia. Obecny na niej radny wojewódzki J. Wawrzyniak, tłumaczył, iż zahamowanie inwestycji w Gorzowie było spowodowane dużymi nakładami kierowanymi do nowych ośrodków przemysłowych – Krosna i Głogowa. Po krótkiej dyskusji radni zaakceptowali plan na lata 1961–1965 w pierwotnej wersji, zaopatrując go w aneks. Już sama uchwała, na ogół lakoniczna i odsyłająca do załącznika w postaci wskaźników planowych, tym razem zawierała szczegółowe wytyczne dla Prezydium MRN, zobowiązujące je do wielu działań. Zalecano m. in. zwiększenie liczby budowanych mieszkań, rozwijanie przedsiębiorstw projektowych i budowlanych, rozwijanie handlu i usług. Dalsze szczegóły zawierał aneks.
Aneks, choć przyjęty jako integralna część uchwały dotyczącej planu, nie miał żadnego pokrycia, z czego radni zdawali sobie sprawę. Przewidywał on budowę 4 szkół podstawowych, dwóch przedszkoli, kina panoramicznego już w 1963 i to z 800 miejscami zamiast zakładanych wcześniej 600, hotelu na 100 łóżek, otwartego basenu pływackiego, hali sportowej oraz innych inwestycji w zakresie gospodarki komunalnej.
Przyjęcie aneksu zakończyło konflikt w radzie. Jednak jak się okazało, aneks był tylko zbiorem pobożnych życzeń, dającym szansę na wyjście „z twarzą” gorzowskim radnym (w połowie należących do PZPR). Nikt go nie miał zamiaru realizować, bo skąd niby miałyby być na to środki, skoro plan dla całego województwa był już wcześniej ustalony? Zdecydowana większość inwestycji została wykonana, ale nie do roku 1965 tylko znacznie później. Np. wprawdzie oddano do użytku nowe kino („Muza”), co podniosło liczbę miejsc kinowych w mieście do 1091, ale nowoczesne kino z prawdziwego zdarzenia zrealizowano dopiero w połowie lat 70. („Kopernik”). Dodać tu należy, że także niektóre wskaźniki z podstawowego planu nie zostały zrealizowane. Tak było np. w budownictwie mieszkaniowym, gdzie w roku 1962 planowano ukończenie 1.173 izb, a wykonano ich tylko 833. W ciągu dziesięciolecia w niewielkim stopniu udało się poprawić sytuację w oświacie. W roku 1970 w mieście przypadało średnio 51,2 ucznia na klasę lekcyjną, choć w skrajnym przypadku Szkoły Podstawowej nr 12 liczba ta wynosiła aż 76 uczniów. Mimo wszystko sytuacja uległa poprawie w stosunku do roku 1961.
„Zielona Góra” likwiduje tramwaje w Gorzowie
W jednym z wywiadów przewodniczący Z. Bauer wspomniał o tym, iż „Zielona Góra” nosiła się z zamiarem likwidacji gorzowskiej sieci tramwajowej. Zresztą nie trzeba tu jego autorytetu i wiedzy, bo przekonanie takie w Gorzowie jest niemal powszechne. W tej sprawie natrafiłem na dwa dokumenty, które są niezwykle ciekawe i zaskakujące.
Już od roku 1960 rozważano zasadność ekonomiczną funkcjonowania tramwajów[12]. Miasto stale było zmuszone dopłacać do biletów tramwajowych. Np. w roku 1958 koszt jednego przejazdu szacowano na 59 groszy, zaś 5/6 pasażerów jeździła na bilety ulgowe po 15 groszy, zaś reszta za 50 groszy. Czyli wszyscy jeździli poniżej kosztów. Problem komunikacji masowej w Gorzowie stał się przedmiotem posiedzenia specjalnego zespołu rzeczoznawców przy Ministerstwie Gospodarki Komunalnej 20 III 1963 r. Rozważano na nim 3 warianty na przyszłość: 1) komunikacja tramwajowa i autobusowa (a więc tak jak dotychczas było); 2) tylko autobusowa (oznaczająca likwidację sieci tramwajowej); 3) trolejbusowa i autobusowa (czyli likwidacja sieci tramwajowej i budowa trolejbusowej). Zespół po przeprowadzeniu analizy stanu taboru i torowisk stwierdził, iż w perspektywie komunikacja tramwajowa w Gorzowie powinna ulec likwidacji, jako nie mająca uzasadnienia ekonomicznego. Zakazano rozbudowy trakcji. Zakładano, że w perspektywie 10-15 lat po wyeksploatowaniu trakcji tramwaje zostaną zlikwidowane.
W zamian za likwidację tramwajów rozważano wprowadzenie sieci trolejbusowej. Władze miasta nie zgadzały się z opinią MGK i optowały za pozostawieniem komunikacji mieszanej tj. tramwajowej i autobusowej, w czym, jak to wynika z jednego z dokumentów wspierała je.... Wojewódzka Komisja Planowania Gospodarczego PWRN w Zielonej Górze! Tak to wynika przynajmniej z Informacji z wykonania planu zagospodarowania przestrzennego miasta, gdzie komentując decyzję MGK o likwidacji tramwajów napisano: Nie jest to jednak decyzja ostateczna. Ministerstwo zażądało bowiem opinii Wojewódzkiej Komisji Planowania Gospodarczego, która poparła nasze stanowisko. W chwili obecnej [czyli w maju 1963 – DAR] oczekujemy na ostateczne stanowisko[13]. Dokument ten świadczy, iż w roku 1963 PWRN stało na stanowisku takim jak władze miasta, tj. równoczesnego funkcjonowania komunikacji tramwajowej i autobusowej. Być może stanowisko to uległo zmianie w czasie późniejszym, czego jednak nie udało się potwierdzić w aktach. Kwestii tej nie podjęli autorzy monografii dotyczących komunikacji miejskiej[14]. Faktem jest, iż w roku 1965 podjęto decyzję o utrzymaniu w Gorzowie komunikacji tramwajowo-autobusowej. Wprawdzie w końcu lat 60., w czasie poszerzania mostu, wyłączono z jej zasięgu Zawarcie (co przewidywały plany remontu mostu), jednak trakcję rozwijano w innych kierunkach. W drugiej połowie lat 60. wyremontowano trakcję tramwajową na ulicach Chrobrego, Warszawskiej i Podmiejskiej oraz pętlę przy dworcu kolejowym, mijanki na ul. Walczaka i Koniawskiej, tory na moście oraz węzeł na skrzyżowaniu ulic Sikorskiego i Chrobrego[15].
Być może jeszcze po roku 1965 wracano do sprawy likwidacji trakcji tramwajowych (nie udało mi się znaleźć dokumentów to potwierdzających). Warto jednak zauważyć, iż były to tendencje ogólnokrajowe. Likwidowano tramwaje (nie tylko w Gorzowie i nie tylko w Polsce), był też czas gdy likwidowano trolejbusy, a decyzje w tych sprawach zapadały na szczeblach centralnych. Opisany powyżej mechanizm doskonale to ilustruje. Warto pamiętać o centarlizmie gospodarczym gdy formułuje się zarzuty pod adresem „Zielonej Góry”.
Zresztą nowe światło na tę sprawę rzuca dyskusja jaką w roku 2007 wywołał prezydent Gorzowa Tadeusz Jędrzejczak. Otóż zgłosił pomysł częściowej likwidacji sieci tramwajowej wiodącej na os. Piaski. Jako argument pojawiły się problemy ekonomiczne: z jednej strony drgania powodowane przejazdami tramwajów powodują uszkadzanie kamienic na ul. Chrobrego, z drugiej nie ma pieniędzy na modernizację sieci. Pomysł ten wywołał w Gorzowie sporą dyskusję i ujawnił dominację zwolenników tramwajów, które są tu traktowane jako jeden z symboli miasta. Chyba najlepiej ich stanowisko oddała wypowiedź ekspremiera Kazimierza Marcinkiewicza, którą redakcja „Gazety Lubuskiej” zatytułowała Proszę, odwalcie się od naszego tramwaju![16] Redakcja „Gazety Lubuskiej” urządziła także referendum w tej sprawie: na otrzymane 610 głosy tylko 7 opowiedziało się za ideą prezydenta. W rezultacie wycofał się z tego pomysłu. Ta sprawa pokazała jak ważne dla gorzowian są tramwaje i nie dziwią echa dawnych planów ich likwidacji, które powszechnie (słusznie lub nie) traktowane były jako zamach na gorzowską tożsamość. Kwestia likwidacji tramwajów (a konkretnie likwidacji linii na Pisaki) ponownie stanęła na porządku dziennym jesienią 2013 r. Ponownie argumentom ekonomicznym sprzeciwiło się wielu gorzowian[17].
Gorzów nieakademicki
Przegląd (niektórych) problemów gorzowsko-zielonogórskich, które obrosły legendą chciałbym zakończyć na sprawach związanych z szkolnictwem, przede wszystkim wyższym.
Wspominany już niejednokrotnie przewodniczący Z. Bauer mówi o tym, iż planowano utworzenie Wyższej Szkoły Ekonomicznej, i że zostało to zablokowane przez „Zieloną Górę”. W aktach władz miasta udało się częściowo to potwierdzić. W aktach znalazłem drobną informację, że w roku 1960 dyrektor Technikum Ekonomicznego zobowiązał się do przygotowania stosownych dla niej pomieszczeń. Jednak brak ciągu dalszego tej sprawy. Dlaczego? Tego nie wiadomo i tylko Z. Bauer w wywiadzie dopowiada ciąg dalszy.
W Gorzowie jest też znana taka opinia, iż miała tu powstać Wyższa Szkoła Pedagogiczna. Miała być ona rekompensatą za to, iż Wyższą Szkołę Inżynierską zlokalizowano w Zielonej Górze, zamiast w mocno uprzemysłowionym Gorzowie. Tę opinię usłyszałem np. z ust czołowego gorzowskiego polityka na spotkaniu 9 grudnia 2002 r. urządzonej w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej pn. „Pozycja Gorzowa Wielkopolskiego w województwie lubuskim”. Skąd taka wiedza posła – nie wiem.
Z tą sprawą wiąże się także kwestia dymisji przewodniczącego Z. Bauera. Ze stanowiska zrezygnował w marcu 1969 r. W udzielonym po latach 90. wywiadzie tłumaczył ją nieporozumieniem z Prezydium WRN w Zielonej Górze na tle pieniędzy, które zgromadził na budowę nowego liceum wraz z 11-piętrowym akademikiem. Zdaniem Bauera pieniądze te – 55 mln zł – zabrano (mimo, iż zostały zebrane w Gorzowie) na budowę Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Zielonej Górze. Także i ta sprawa wymaga badań i potwierdzenia lub podważenia. Mnie nie udało się natrafić na dokumenty związane z tym zagadnieniem. Faktem jednak jest, iż w Zielonej Górze zlokalizowano dwie wyższe uczelnie. Powstanie Wyższej Szkoły Pedagogicznej wiązało się z likwidacją Studium Nauczycielskiego w Gorzowie. Na „otarcie łez” Gorzów dostał filę poznańskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Filia doskonale wpisała się w krajobraz miasta, ale nie mogła spełnić aspiracji akademickich miasta. Akademia w Gorzowie (zresztą w połowie na bazie AWF) powstanie może dopiero w przyszłości.
Gorzów wielkopolski czy lubuski?
Opisane powyżej opinie to tylko niektóre jakie w Gorzowie panują na temat dawnych relacji Gorzów-Zielona Góra. Wszystkie one pochodzą z okresu działania „dużego” woj. zielonogórskiego (1950-1975). Jak wiadomo w roku 1975 Gorzów został stolicą własnego regionu i losy obu ośrodków toczyły się osobno. To spowodowało, iż na wiele lat wzajemne animozje wyrażano głównie podczas derbów żużlowych. Sprawa powróciła w roku 1998, kiedy toczyła się dyskusja o nowym podziale terytorialnym kraju. W Gorzowie początkowo dominowała opcja „25” przewidująca zachowanie woj. gorzowskiego (i zielonogórskiego). Jednak kiedy okazało się, że jest to niemożliwe, gdyż Rząd forsował wariant „12”, politycy z obydwóch województw podjęli działania aby utworzyć wspólnie kolejny region. Jak wiadomo podpisano w tej sprawie umowę w Paradyżu, a później starania polityków z obydwu ośrodków przyniosły powstanie woj. lubuskiego.
Podpisanie umowy paradyskiej pomiędzy liderami politycznymi z północy i południa projektowanego województwa lubuskiego sprawiało, że w Gorzowie oczekiwano na wejście w życie reformy bez entuzjazmu (w końcu oznaczało to utratę stołeczności zyskanej w roku 1975), ale ze spokojem, który wynikał z faktu uratowania choć części centrum regionu. Zgodnie bowiem z ustaleniami politycznymi i przyjętymi w ich następstwie rozwiązaniami ustawowymi Gorzów został wyznaczony na siedzibę wojewody, zaś Zielona Góra miała być siedzibą sejmiku. Rozwiązanie polegające na stworzenie dwóch centrów w regionie w warunkach polskich było nowością, a równolegle zostało przyjęte w województwie kujawsko-pomorskim.
Umowa paradyska zawierała tylko ogólne ustalenia. Przede wszystkim chodziło o zaakcentowanie jasnej woli lokalnych elit, iż chcą województwa lubuskiego, a także przesądzenie tylko o siedzibach dwóch głównych urzędów. Reszta miała być ustalona później[18]. Jak się okazało w pierwszych latach po wejściu w życie reformy podziału terytorialnego kraju proces formowania dwóch lubuskich centrów administracyjnych wywołał szereg napięć i konfliktów pomiędzy od dawna i tak zwaśnionymi miastami: Gorzowem i Zieloną Górą. Ich podłożem były spory o lokalizację wszystkich innych instytucji i urzędów wojewódzkich.
Proces formowania się nowego regionu rozpoczął się w listopadzie 1998 roku, kiedy do Gorzowa przybył Jan Majchrowski – Delegat Rządu do Spraw Reformy Ustrojowej. Jednocześnie od 1 stycznia 1999 powierzono mu czasowe pełnienie obowiązków wojewody lubuskiego. Na początku marca 1999 otrzymał on nominację i został pierwszym wojewodą lubuskim[19]. 34-letni Majchrowski, doktor prawa, był do tej pory pracownikiem Uniwersytetu Warszawskiego. Nie miał wcześniej do czynienia z pracą w administracji. Nie miał także wcześniejszych związków z regionem lubuskim, co stwarzało szansę na obiektywne spojrzenie na nowe województwo i możliwie racjonalne rozłożenie urzędów i instytucji. Czy tak rzeczywiście się stało? Sam Jan Majchrowski uważa, że tak. W wywiadzie z roku 2000 stwierdził m. in.: Stworzyłem tutaj nowe struktury administracji województwa lubuskiego. (...) Ta administracja już sprawnie działa[20].W Gorzowie jednak różnie oceniano to „nowe rozdanie”. Jak się wydaje, dominowało jednak poczucie, iż to Zielona Góra zyskała więcej, a liczono, iż Gorzów – skoro działa tu Lubuski Urząd Wojewódzki – skupi resztę administracji rządowej, przynajmniej zespolonej. Okazało się to nierealnym marzeniem, gdyż administracja rządowa została podzielona pomiędzy dwa ośrodki. I trudno w tym podziale dostrzec jakąś logikę[21].
Ponieważ nie są mi znane żadne opracowania dotyczące okoliczności kształtowania się nowego regionu trudno dokonać jeszcze pełnej oceny tego procesu. Większość urzędów należących do tzw. administracji zespolonej (czyli podległej wojewodzie) znalazła swoje siedziby w Gorzowie. Natomiast administracja niezespolona (podlegająca ministerstwom) w większości znalazła się w Zielonej Górze. Podobnie jest w przypadku innych instytucji, zwłaszcza podległych samorządowi wojewódzkiemu.
Proces kształtowania się ośrodków wojewódzkich w Gorzowie i Zielonej Górze rozpoczęty w roku 1999 kontynuowany był w latach następnych. Odbywało się to w atmosferze konfliktu o utrzymanie jakiejś instytucji bądź ulokowanie nowotworzonej. Nie było widać w tym jakiegoś długofalowego planu równomiernego rozwoju regionu. W Gorzowie dominowało myślenie zmierzające do zrównoważania obu stołecznych ośrodków („skoro w Zielonej Górze jest lokalna gazeta i radio, to telewizja powinna być w Gorzowie”), natomiast w Zielonej Górze zdaje się panować idea „kompletowania instytucji” („skoro w Zielonej Górze jest lokalna gazeta i radio, to powinna być tu i telewizja”). W takiej sytuacji co jakiś czas rozpoczyna się kolejny wyścig o „zdobycie” następnej instytucji. Po roku 1999 Zielona Góra wygrała go w przypadku Krajowego Rejestru Sądowego, Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (pierwotnie ulokowanej w Gorzowie, ale w roku 2002 przeniesionej do Zielonej Góry), Urzędu Ochrony Państwa (Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego) i Narodowego Banku Polskiego (od 2003). Natomiast Gorzowowi udało się uzyskać Ośrodek Regionalny Telewizji Polskiej (2001–2005) i Wojewódzki Sąd Administracyjny (2005).
Obie stolice ścigają się także ubiegając o środki finansowe. W styczniu roku 2006 wzburzenie w Zielonej Górze wywołało przyznanie przez Urząd Marszałkowski ponad dwudziestomilionowej dotacji ze środków unijnych na budowę biblioteki publicznej w Gorzowie. Zdaniem niektórych zielonogórzan stało się to kosztem środków, które miały być przeznaczone na modernizację stadionu żużlowego w Zielonej Górze. Swoje niezadowolenie zademonstrowali składając książki pod Urzędem Marszałkowskim, niejednokrotnie z obraźliwymi dedykacjami dla marszałka. Uczestniczyła w tym także prezydent Zielonej Góry[22]. Dla mnie, humanisty było to przykre doświadczenie, gdyż uważam, iż niedoinwestowania lubuska kultura i nauka wymagają nakładów, bo to najlepiej służy rozwojowi regionu. Natomiast sport zawodowy nie może rozwijać się kosztem inwestycji w naukę czy kulturę niezależnie czy chodzi tu o Gorzów, Zieloną Górę czy też inny lubuski ośrodek. Tym większy szacunek należy się tym, którzy decyzję o budowie biblioteki w Gorzowie podjęli, na czele z pochodzącym z Zielonej Góry ówczesnym marszałkiem Andrzejem Bocheńskim.
Dla obserwatora z zewnątrz te zabiegi obu miast o kolejne instytucje wydają się groteskowe i niezrozumiałe (ulokowanie WSA kosztowało Gorzów likwidację Szkoły Podstawowej nr 8 i kilkanaście milionów złotych na remont budynku po niej, co było ceną za zlokalizowanie w nim Sądu). Jednak z punktu widzenia miast są to sprawy o znaczeniu zasadniczym. Przekładają się bowiem bezpośrednio na miejsca pracy i tworzenie swoistego „mikroklimatu” intelektualnego, gdyż wokół urzędów i instytucji gromadzi się określone środowisko intelektualne (prawnicy wokół sądów, dziennikarze wokół mediów itd.). Wszystko to ma znaczenie nie tylko dla prestiżu miasta ale jest także istotnym czynnikiem jego rozwoju. W przypadku Gorzowa ma to jeszcze dodatkowo aspekt poszukiwania ponadmiejskiej tożsamości. Przed rokiem 1999 właściwie mało kto (o ile w ogóle były takie osoby) w Gorzowie myślał i mówił o sobie jako o „lubuszaninie”. Określenie to zostało po roku 1950 przejęte przez Zieloną Górę, do tego stopnia, że „lubuskie” znaczyło to samo co „zielonogórskie”. Co więcej Gorzów ma w nazwie przymiotnik „Wielkopolski”, co sugeruje jego związki z Wielkopolską. W istocie miały one miejsce tylko w latach 1945–1950. Zresztą w roku 2000 prezydent Gorzowa podjął próbę usunięcia tego przymiotnika z nazwy, jednak zaniechał tego zamiaru zniechęcony niekorzystnym odbiorem społecznym. Pierwszą po roku 1950 instytucją zlokalizowaną w Gorzowie mającą w nazwie „lubuski” był Lubuski Urząd Wojewódzki. Wraz z innymi urzędami przymiotnik „lubuski” zaczął także przylegać do Gorzowa. Z kolei świadectwem otwierania się społeczności lokalnej na tę nazwę było nazwanie w sierpniu 1999 roku nowego mostu „Lubuskim”. Nazwę wybrała specjalna komisja spośród nadesłanych propozycji i uchwaliła rada miejska. Prawdopodobnie dopiero w roku 1999 rozpoczął się proces utożsamiania mieszkańców Gorzowa z ziemią lubuską i zjawisko wtapiania się w tę świadomość. Czy tak się rzeczywiście stanie pokaże to dopiero przyszłość.
Nowy region rodził się w bólach. Podobnie było z odnajdywaniem się w nowej rzeczywistości Gorzowa i jego elit. Środek ciężkości nowego regionu jest na południu. Wokół Zielonej Góry skupia się ok. 2/3 ludności i obszaru województwa, pozostała część ciąży ku Gorzowowi. To jest zapewne jeden z najważniejszych powodów, iż większość atrybutów wojewódzkich znalazła się w Zielonej Górze. W każdym razie taki argument jest często podnoszony. Przeciąganie instytucji pomiędzy dwiema stolicami niejednokrotnie powodowało stan wzburzenia w ośrodku, który przegrał batalię. Jeśli chodzi o Gorzów, to ich szczyt przypadł na rok 2002, kiedy to organizacja pod nazwą Forum Gorzowa wystąpiła z pomysłem zorganizowania referendum w sprawie istnienia województwa lubuskiego i przyłączenia się Gorzowa do innego regionu. Inicjatywę tę wsparł gorzowski poseł Jacek Bachalski, który w głośnym artykule pod znamiennym tytułem: Lubuskie = zielonogórskie = bieda napisał m. in.: Duży mógłby więcej! Bieda plus bieda równa się hiperbieda. Biedny przy bogatym miałby się lepiej materialnie niż przy drugim biednym. Lepszy ciągnie słabszego w górę. Takie wnioski nasuwają mi się, kiedy myślę o zielonogórsko-gorzowskim małżeństwie. Dodam małżeństwie nie tolerujących się małżonków, których pożenili na siłę pazerni rodzice. Para ta w domu, kiedy nikt nie widzi leje się po buzi, w nocy się zdradza, a na niedzielnym spacerze w centrum miasta chodzi pod rękę. Nie muszę chyba wyjaśniać, iż rodzice nieszczęśliwej pary to zielonogórscy i gorzowscy politycy oraz urzędnicy z czasów tworzenia nowego województwa w roku 1998. Noc natomiast symbolizuje czas spiskowych, sekretnych, zakulisowych rozmów koalicyjnych parlamentarzystów z rządem, a spacer w centrum miasta, cyniczną manipulację opinią publiczną sugerującą, że wszystko jest w porządku. (...) Lubuskie niechybnie przekształci się w zielonogórskie (...) prędzej czy później, słusznie czy nie, politycy z południa województwa przeniosą wszelkie instytucje administracji publicznej do Zielonej Góry[23]. I zgłosił postulat przejścia Gorzowa do Wielkopolski. W tym samym czasie prasę szczecińską obiegły informacje, iż Gorzów może przyłączyć się do województwa zachodniopomorskiego (do którego należał przez krótko w roku 1945)[24].
Mocne słowa posła J. Bachalskiego czy też rozgoryczenie działaczy społecznych z Forum Gorzowa (niewątpliwie częściowo słuszne), czytane w roku 2007 nie znajdują uzasadnienia. Gorzów przyjął się w województwie lubuskim i niewątpliwie mocno w nim zakorzenił. Oczywiście dopiero czas pokaże na ile były to zmiany trwałe. Jednak fakt zlokalizowania w Gorzowie wielu wojewódzkich instytucji, choć nie jest to liczba satysfakcjonująca gorzowian, niewątpliwie daje miastu prestiż i lepsze możliwości rozwoju. Gorzów w województwie wielkopolskim bądź zachodniopomorskim byłby jednym z większych miast ale i peryferyjnym ośrodkiem. Będąc współstolicą województwa niewątpliwie odnosi z tego korzyści.
Wnioski
Wydaje się, iż sednem animozji pomiędzy obydwoma miastami była sytuacja z lat 1946–1950, kiedy Gorzów pełnił rolę najważniejszego ośrodka na Ziemi Lubuskiej. Kiedy w roku 1950 Zielona Góra przejęła tę rolę, to nie uwzględniła tego jak silna jest tu tradycja tych lat i jak wielkie panują w Gorzowie ambicje. Gdy patrzeć na interesy miasta Gorzowa – to z pewnością był on stratny na usytuowaniu stolicy w Zielonej Górze – z tych samych powodów skorzystało to drugie miasto. W Zielonej Górze bowiem zlokalizowano centrum administracyjne, dzięki któremu miasto to niewątpliwie rozwinęło się. Ambicje gorzowskie zostały zepchnięte na dalszy plan, były momenty że nawet nie był to plan drugi tylko jeszcze dalszy, gdy przegrywał nie tylko z Zieloną Górą ale i z Głogowem. Na ile było to rezultatem decyzji podejmowanych w Zielonej Górze a na ile decyzji władz krajowych – to już inna sprawa. Faktem jest, iż Gorzów mający aspiracje ponadmiejskie aż do roku 1975 tracił swoją pozycję. Nie dostrzegano tego w Zielonej Górze i nie podejmowano działań aby docenić te ambicje (i stojący za nimi spory potencjał przemysłowy) i zlokalizować tu choćby niektóre wojewódzkie instytucje. Czy takie działanie było możliwe w tamtych warunkach? Oto jest pytanie.
Niezależnie od tego czy stereotypy w myśleniu gorzowian o polityce wobec miasta elit zielonogórskich mają swoje uzasadnienie czy też nie (a wykazałem powyżej, że czasem go nie mają), nie zmienia to faktu, iż Gorzów przez lata 1950–1975 nie był odpowiednio traktowany przez władze wojewódzkie. Tak to przynajmniej wygląda z pozycji Gorzowa. Wydaje się, że nawet w tamtych realiach można było zrobić więcej dla integracji miasta w nowym województwie. Przecież w tym samym czasie w Zielonej Górze konsekwentnie realizowano plany rozwoju szkolnictwa wyższego, a rezultaty tej polityki zebrano kilka lat temu w postaci utworzenia Uniwersytetu. Zastanawiając się nad tym problemem trudno jest znaleźć jakiś gest w kierunku Gorzowa ze strony władz województwa zielonogórskiego. Rozbudowa przemysłu i idąca za nim rozbudowa osiedli mieszkaniowych była chyba raczej konsekwencją polityki państwa niż władz lokalnych. Gorzów nie otrzymał atrybutów lubuskich nawet w warstwie symbolicznej czy drugoplanowej. I działo się to w tym samym czasie, gdy w Zielonej Górze śmiało tworzono lubuską tożsamość, nie przejmując się tym, iż historycznie miasto to należało do Śląska a nie ziemi lubuskiej.
Ten brak dalekowzrocznej regionalnej polityki mści się do dziś i owocuje często wzajemną niechęcią. Kiedy 2 lipca 2007 byłem na obchodach 750-lecia Gorzowa, których głównym punktem było otwarcie zmodernizowanego mostu Staromiejskiego, wśród zaproszonych gości był także prezydent Zielonej Góry. Kiedy zapowiedziano jego wystąpienie ze zgromadzonego 45-tysięcznego tłumu rozległy się oklaski, ale też i gwizdy, zaś ktoś stojący tuż za moimi plecami krzyknął: „Falubaz”. Podobnych zdarzeń można wyliczać bez liku. Co gorsza ten brak „czucia Gorzowa” tak charakterystyczny dla okresu 1950–1975 jest także widoczny (moim zdaniem) w działaniach współczesnych lubuskich elit. Trudno bowiem dostrzec myślenie w kategoriach równomiernego rozwoju obydwu stolic (inwestycja w bibliotekę jest tu chwalebnym wyjątkiem). Wydaje się, że za mało jest tu dyskusji. Nie chodzi mi o dyskusje w kręgach urzędniczych czy organów samorządowych, ale w szerszej przestrzeni. Nie ma nawet dostatecznego obiegu informacji. Lokalne dzienniki prasowe (prywatne przecież) nie zapewniają takiego obiegu. Mająca w nazwie nazwę regionu „Gazeta Lubuska” wychodzi w kilku mutacjach i nigdy nie ma pewności, że to o czym czytają w niej gorzowianie dociera także do Zielonej Góry (i odwrotnie). Co więcej obserwowane jest w Gorzowie takie zjawisko: w tym samym dniu dzieje się coś istotnego w Gorzowie i mniej ważnego w Zielonej Górze. Tymczasem relacje w „Gazecie” są odwrotnie proporcjonalne do rangi zdarzeń.
Narosłe nieporozumienia gorzowsko-zielonogórskie sięgające roku 1950 owocują licznymi mitami i stereotypami. Nieporozumienia te przygasły w roku 1975, kiedy Gorzów stał się stolicą osobnego regionu i odżyły w roku 1998, kiedy toczyła się dyskusja o nowym województwie. Sądzę, że warte są dokładnego zbadania, na ile były one stereotypami, a na ile faktami, bo mają istotny wpływ na obecną sytuację, przede wszystkim na formowanie się tożsamości lokalnej. Taki postulat podjęcia tej problematyki zgłosiłem w 2002 roku w Zielonej Górze podczas obrony pracy doktorskiej dotyczącej historii najnowszej Gorzowa[25]. Wydaje się, że ciągle jest aktualny.
Pierwotny tekst ukazał się pod tytułem: Gorzów – Zielona Góra: między mitem a rzeczywistością, „Studia Zielonogórskie” 2007 nr 13, s. 37-57. Powyższy tekst jest nieznacznie zmienioną wersją tego artykułu.
[1] Bo Falubazy ukradły nam wszystko, „Gazeta Wyborcza” (strony lokalne), 2003 nr 62, s. 4; nr 72, s. 4.
[2] D. A. Rymar, Gorzów Wielkopolski w latach 1945-1998. Przemiany społeczno-polityczne. – Szczecin–Gorzów 2005.
[3] Przede wszystkim: Bauer przedwojenny. Gdybym dziś był prezydentem, Gorzów wyglądałby inaczej, z zasłużonym gorzowianinem rozmawiał Artur Rosiak, „Ziemia Gorzowska” 1998 nr 19; M. Miszkin, W magistracie rządził najdłużej..., „Trakt. Pismo społeczno-kulturalne” 1997 nr 12.
[4] H. Szczegóła, Społeczno-polityczne aspekty utworzenia województwa gorzowskiego w 1975 roku, w: Szkice z dziejów województwa gorzowskiego 1975–1995, pod red. B. Woltmanna, Gorzów 1997.
[5] H. Szczegóła, Społeczno-polityczne aspekty utworzenia województwa gorzowskiego w 1975 roku, w: Szkice z dziejów województwa gorzowskiego 1975-1995, pod red. B. Woltmana, Gorzów Wlkp. 1997, s. 36.
[6] Bauer Z.: Bauer przedwojenny. Gdybym dziś był prezydentem, Gorzów wyglądałby inaczej. Rozm. z... – zasłużonym gorzowianinem. Rozmawiał Artur Rosiak. Ziemia Gorzowska 1998 nr 19.
[7] Archiwum Państwowe w Gorzowie (dalej: APG), Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Gorzowie Wlkp. (dalej: PMRN), sygn. 276, Protokół z posiedzenia Prezydium MRN w Gorzowie z 24 I 1953 r.
[8] APG, PMRN w Gorzowie, sygn. 5, s. 583, Sprawozdanie z pracy komisji 20 radnych.
[9] Gazeta Gorzowska z 6 IX i 16 X 1957.
[10] Obszernie na ten temat zob. D. A. Rymar, Koniec „niesłusznego zabytku” w Gorzowie, „Siedlisko” 2007 nr 3, ss. 8-14.
[11] J. Zysnarski, Dzień, który wstrząsnął Gorzowem, „Ziemia Gorzowska” 1985 nr 2; tegoż, Bunt gorzowskich radnych, Tylko Gorzów 2002 nr 3, s. 26-28.
[12] Trolejbusy, autobusy czy tramwaje?, „Gazeta Gorzowska” 1960 nr 148, s. 5.
[13] APG, PMRN, sygn. 11, Informacja z wykonania planu zagospodarowania przestrzennego miasta na lata 1961-1965, 30 V 1963 r.
[14] J. Wojcieszak, Dzieje komunikacji miejskiej w Gorzowie Wielkopolskim. Wyd. III zmienione, Gorzów 1997; J. T. Finster, R. Piotrowski, 100 lat na szynach/ 100 Jahre auf den Schienen. Landsberg 1899 – Gorzów 1999, wyd. II poprawione, Gorzów Wlkp. 2007.
[15] APG, PMRN, sygn. 549, s. 54, Ocena wykonania planu gospodarczego za lata 1966-1970.
[16] Gazeta Lubuska, z 27 IV 2007.
[17] Powyższy rozdział streszczony przeze mnie w wywiadzie dla Zbigniewa Borka (Co nam Zielona winna, z dr. Dariuszem Rymarem rozmawia Zbigniew Borek, „Głos Gorzowa” 2009 nr 273, s. 4) wzbudziła polemikę Zenona Bauera (Obrona tramwaju, „Głos Gorzowa” z 24/25 I 2009, s. 5) oraz telefoniczną wypowiedź nieżyjącego już Edmunda Jóźwiaka (rozmowa z 6 I 2009) – w latach 60. sekretarza w Komitecie Miasta i Powiatu PZPR. Obydwaj panowie zaprotestowali przeciwko tezie, której ani w wywiadzie ani w powyższym rozdziale nie zawarłem: iż „Zielona Góra” nie zmierzała do likwidacji gorzowskich tramwajów. W wywiadzie powiedziałem i w powyższym tekście napisałem jedynie, że na pewnym etapie są ślady w postaci dokumentów, które świadczą o wspólnym stanowisku w tej sprawie władz miasta i województwa, przeciwnego likwidacji tramwajów. Zaznaczyłem także, iż możliwe jest, że stanowisko władz wojewódzkich uległo później zmianie, czego jednak nie udało mi się potwierdzić dokumentami. Niczego zatem nie przesądziłem. Sprawa czeka na dalsze badania. W tej sprawie, jak i w całej problematyce relacji zielonogórsko-gorzowskich najważniejsze wydaje się bazowanie na faktach, zaś wywiady udzielane po kilkudziesięciu latach od zdarzeń muszą być przez badaczy starannie weryfikowane, do czego zachęcam wszystkich Czytelników niniejszego tekstu. Może zamieszczenie go na stronie internetowej spowoduje, że ktoś posiadający jakieś dokumenty w tej sprawie ujawni ich treść? Wtedy możnaby sprawę jednoznacznie wyjaśnić. Nawiasem mówiąc Z. Bauer stwierdził w cytowanym tekście, że za decyzją likwidacji gorzowskich tramwajów stał Jan Lembas – przewodniczący Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, działający na polecenie Ministerstwa Gospodarki Komunalnej, co pokrywa się z przytoczonymi wyżej moimi ustaleniami.
[18] Podczas konferencji zorganizowanej przez Lubuski Urząd Wojewódzki z okazji XV-lecia istnienia woj. lubuskiego, przeprowadzonej 18 listopada 2013, poseł Józef Zych stwierdził, że do umowy paradyskiej był sporządzony załącznik zawierający wstępny podział najważniejszych instytucji wojewódzkich. Treść tego załącznika (o ile faktycznie go sporządzono) nigdy nie została ujawniona. O fakcie istnienia takiego załącznika próżno szukać jakichś informacji w książce będącej biografią J. Zycha, do której odesłał zainteresowanych w czasie konferencji (zob. W. Szwajdler, Józef Zych – na przekór losowi, Kraków 2008).
[19] Nastąpiło to po nieudanej próbie obsadzenia tego stanowiska gorzowianinem. Z kręgów gorzowskiego AWS wyszły dwie kandydatury: Waldemara Flügla (popieranego przez ZChN) i Jerzego Ostroucha (kandydat „Solidarności”).
[20] Wywiad przeprowadził P. Krysiak z Gazety Wyborczej (http://miasta.gazeta.pl).
[21] Wojewoda Jan Majchrowski odszedł 11 IV 2000 skonfliktowany z zapleczem politycznym rządzącej koalicji AWS-UW oraz po strajku w gorzowskim PKS-ie, zakończenia którego nie potrafił skutecznie wynegocjować. Jego następcami na stanowisku wojewody kolejno byli: z nominacji AWS: Stanisław Iwan (11 IV 2000 – X 2001); z nominacji SLD: Andrzej Korski (21 X 2001 – 6 VII 2004), Janusz Gramza (15 VII 2004 – 3 I 2006); z nominacji PiS: Marek Ast (4 I – 8 VIII 2006), Wojciech Perczak (13 IX 2006 – 29 XI 2007), z nominacji PO Helena Hatka (29 XI 2007 – 2011), Marcin Jabłoński (12 XII 2011 – 31 III 2013) i Jerzy Ostrouch (29 IV 2013 – nadal).
[22] Zob. P. Schreiter, Wiadro żużla dla marszałka, „Gazeta Lubuska” z 17 I 2006 r. (http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20060117/TEMATYDNIA/60116034).
[23] J. Bachalski, Lubuskie=zielonogórskie=bieda, Tylko Gorzów 2003 nr 2, s. 8.
[24] J. Kowalewska, Gorzów nasz?, Gazeta Wyborcza (szczecińskie strony lokalne) z 18/19 I 2003, s. 1.
[25] D. A. Rymar, Gorzów Wielkopolski w latach 1945–1998. Przemiany społeczno-polityczne, Szczecin–Gorzów 2005.