Przez Gorzów do Hollywood

Co łączy Edwarda Lubaszenkę, Agnieszkę Holland, Jacka Komana czy Jacka Braciaka? Wszyscy oni stawiali pierwsze kroki na deskach gorzowskiego teatru. I być może marzyli po cichu – bo któryż aktor o tym nie marzy – o „telefonie od Billy Wildera”?

 

Z grona gorzowskich aktorów na „pociąg do Hollywood” załapał się tylko niejaki Kristof Konrad. Tak teraz nazywa się hollywoodzki aktor, który jeszcze jako Krzysztof Wojsław, 21-letni chłopak z Giżycka, debiutował na zawodowej scenie właśnie w Gorzowie, grając epizod w „Sonacie Belzebuba” Stanisława Ignacego Witkiewicza.

Na zakończenie sezonu, 9 lipca 1983 r., sztukę tę wystawił dyrektor gorzowskiego teatru, Bohdan Mikuć. Po tym występie Wojsław dostał na rok etat adepta i zagrał jeszcze kilka ról w trzech premierach. Np. dominikanina Mateo Darę w dramacie Jerzego Andrzejewskiego „Ciemności kryją ziemię”, następnie wystąpił w pamiętnej rolą tytułową Marka Pudełki inscenizacji „Przygód dobrego wojaka Szwejka”, gdzie każdy z członków gorzowskiej trupy odgrywał z konieczności po kilka postaci, w przypadku Wojsława były to raczej epizodziki, jak Aresztowany II, Poborowy IV i Dezerter III. Występy w Gorzowie zakończył na Małej Scenie, gdzie Stanisław Kuźnik wystawił 5 maja 1984 r. węgierską sztukę „Hymn”, a Wojsław zagrał postać Drugiego.

Przez następny sezon Wojsław pracował w teatrze elbląskim, później podjął studia na PWST w Warszawie (1985-1987), kontynuował je w „Fersen Studio” w Rzymie, chwali się też współpracą z Jerzym Grotowskim i Andrzejem Wajdą. Od 1992 r. przebywa w USA, gdzie występuje z większym lub mniejszym powodzeniem w serialach i filmach, grając w nich głównie ludzi ze wschodu, czyli Europy Wschodniej. Jedynie u Władysława Pasikowskiego w „Operacji Samum” zagrał Amerykanina, który był agentem CIA w Iraku. W serialach, a ma ich na koncie co najmniej 20, grywa tylko gościnie, czyli jednoodcinkowe role. Ale jak na polskie standardy – jest to kariera w Hollywood.

Kinga International

Do kontaktów z branżą filmową przyznawała się inna gorzowianka, Kinga Kozdroń, córka znanej adwokat Marii Kozdroń (zm. w 1989 r.), gdy w 1996 r. wraz ze swym mężem, wcześniej – młodszym o rok kolegą z podwórka i ze szkoły, Markiem Niklasem odwiedziła w 1996 r. rodzinne miasto. Kinga ukończyła w 1971 r. I LO, następnie  studiowała prawo w Warszawie i jako studentka zaczęła pracować w „Sztandarze Młodych” (w 1980 jako reporterka „SM” opisywała aferę „Mody Polskiej” w Gorzowie), współpracując też z „Latem z radiem”. W 1981 r. w ramach urlopu wyjechała, jak się okazało – na stałe, do Los Angeles, gdzie pracowała zrazu jako pokojówka i szofer, pisywała też filmowe korespondencje z Hollywood do „SM”.

Następnie dostała się do środowiska producentów filmowych, przeszła wszystkie szczeble od gońca na planie do producenta. Jej nazwisko wymienione zostało w ekipie producenckiej filmu „Ghost Writer” z 1989 r., znanym na polskich ekranach pod tytułem „Pamiętnik z zaświatów”, „Pisarka i duch” albo „Duch i pisarka”. Wystąpiła też jako Production Manager przy „Genuine Risk”  z 1990 r. oraz Associate Producer  przy filmie „Kickboxer 3: The Art of War” z 1992 r. I właśnie z tej jednej roli wymieniają ją wszystkie  amerykańskie, i nie tylko, bazy filmowe. Tylko, ale ten jeden właśnie wpis nobilituje ją do grona hollywoodzkich filmowców.

Występuje tam jako Kinga Kozdron, Kinga H. Kozdron, Kinga Hanna Kozdron. Sama twierdzi, że była współproducentem całej serii Kickboxerów, powstałych w produkcji niezależnej, po 1993 r. współpracowała także ze Stevenem Spielbergiem, założyła też wtedy firmę dystrybucji filmów „Kinga International”, która, zdaje się, już nie istnieje.  

Dziś Kinga H. Kozdroń wraz z Markiem P. Niklasem mieszkają w Thousand Oaks przy Big Sky Driver w Kalifornii. Jako Facility Administrator prowadzi luksusowy – jak się wydaje – dom spokojnej starości „Omnicare”.

Dwie premiery Agnieszki H.

Prawdziwą karierę w Hollywood zrobiła na pewno Agnieszka Holland. Mało kto jednak pamięta, że absolwentka reżyserii filmowej na FAMU w Pradze (1971), zatrudniona w Zespole X Andrzeja Wajdy, znana już z kilku samodzielnych realizacji telewizyjnych i filmowych, właśnie w Gorzowie zadebiutowała jako... reżyser teatralny. Było to 14 lutego 1976 r. na małej scenie, zwanej wówczas „Sceną XX wieku”. Pani Agnieszka wystawiła tam „Emigrantów” Sławomira Mrożka, gdzie jedyne w sztuce role zagrali Sylwester Woroniecki (AA) i Jan Wojciech Krzyszczak (XX). Można tego nie pamiętać, bo choć spektakl miał 16 przedstawień, ale obejrzało go tylko 976 widzów. Jak to bywało na małej scenie ustawionej w teatralnym foyer...

12 lat później Agnieszka Holland ponownie gościła w Gorzowie, tym razem ze swym nowym, głośnym filmem „Zabójstwo księdza”, jak tytułowała wówczas ten obraz „Ziemia Gorzowska”. Chodzi oczywiście o francusko-amerykański film „To Kill a Priest” czyli „Zabić księdza”. Jego światowa premiera miała miejsce 7 września 1988 r. Dwa i pół miesiąca później Agnieszka Holland przyjechała niespodziewanie, prosto z Paryża do Gorzowa, przyjął ją wtedy sam wojewoda Krzysztof Zaręba.

Prawdziwym powodem wizyty znanej w świecie reżyserki było XXXIII Ogólnopolskie Seminarium Filmowe, zorganizowane z okazji 80-lecia polskiego kina i 70-lecia odzyskania niepodległości przez Polska Federację DKF i gorzowski WDK. Odbywało się ono 22-27 listopada 1988 r. w kinie „Kopernik” i tam właśnie na jednym z seansów miała miejsce polska premiera filmu! Trzeba więc jak najszybciej sprostować Wikipedię, która podaje, że premiera filmu „Zabić księdza”, w domyśle – polska premiera, miała miejsce dopiero 13 października 1989 r.

Chirurg z antypodów

O Hollywood zapewne marzył też Jacek Koman, dziś gwiazda telewizyjnych seriali, jak „Ratownicy” (2010), „Hotelu 52”, a ostatnio „Lekarze”, gdzie gra chirurga w toruńskim szpitalu. Nikt nie pamięta, nawet kronikarze gorzowskiej sceny, że jego debiut teatralny miał miejsce 18 grudnia 1977 r. Trudno pamiętać jednak coś, co nawet nie figuruje w wykazie premier gorzowskiego teatru,

Było to bowiem przedstawienie dyplomowe studentów Wydziału Aktorskiego PWSFTiTV im. L. Schillera w Łodzi, zrealizowane w Gorzowie pod hasłem „Nowe twarze polskiego teatru”, w końcu dyrektor Bohdan Mikuć był też profesorem tej artystycznej uczelni. Była to komedia George’a Bernarda Shawa „Żołnierz i bohater” w reż. Bogusława Sochnackiego. Nie wiadomo nawet jaką rolę odtwarzał Koman, ale to dziś jedyny rozpoznawalny aktor z tamtej obsady.

Jacek Koman, który urodził się w 1956 r. w Bielsku Białej, po studiach wrócił do bielskiego teatru, a w 1981 wyjechał za ocean, ale inny, bo wylądował w Australii, gdzie przez ponad ćwierć wieku występował, chyba z powodzeniem – skoro tak długo, w teatrze w Sydney.

Od Kuby do Pshemka

Przez gorzowskie deski sceniczne przewinęło się po wojnie kilkuset aktorów, wielu utalentowanych, wręcz wybitnych. Jedni tu zaczynali karierę i inni – ją kończyli, jak np. Aleksander Fogiel (1910-1996), pamiętny odtwórca postaci Maćka z „Krzyżakach”, stając się w 1980 r. emerytem gorzowskiego teatru. Do szerokiej publiczności przebili się nieliczni, jak np. Edward Lubaszenko, jeszcze nie Linde-Lubaszenko. Jako 25-letni aktor trafił do Gorzowa w 1964 r. po rocznej  pracy we Wrocławiu, ale za to jako  laureat trzeciej nagrody II KFPP w Opolu w kategorii piosenki aktorsko-literackiej. Przywiózł ze sobą młodą żonę Asję Łamtiuginę, oboje po roku przenieśli się do Opola. Stało się to na 13 lat przed poczęciem Olafa, więc tym już chwalić się nie możemy.

Niektóre nazwiska w prasowych notatkach dopiero po latach odczytuje się z należnym zainteresowaniem. Kto bowiem w marcu 1986 r. zwrócił uwagę na to, iż eliminacje wojewódzkie XXXI Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego w Gorzowie wygrał m.in. Jacek Braciak ze Strzelec Kraj. Sukces ten powtórzył on także rok później, ale musiało upłynąć jeszcze ćwierć wieku, by w tym drobnym niepozornym recytatorze rozpoznać Pshemka od „Brzyduli”.

Braciak urodził się w 1968 r. w Drezdenku, ale wychował się w Rzekcinie koło Zwierzyna, następnie uczęszczał do Technikum Mechanizacji Rolnictwa w Strzelcach, które ukończył w 1987 r. Tam właśnie stawiał swe pierwsze kroki sceniczne w Ochotniczym Teatrze Amatorskim „Ad 1”, który prowadził 28-letni wtedy gorzowski literat, poeta i dziennikarz Dariusz Muszer, dziś także emigrant i polsko-niemiecki pisarz w Hanowerze.

To, co być może nie przykuwało uwagi przeciętnego czytelnika, bo kogo obchodził jakiś recytator ze Strzelec, nie uszło uwadze realizatorów pierwszej gorzowskiej premiery „Wesela”. Jackowi powierzono rolę Kuby, którą grał na przemian z Kasprem Pudełko, synem Marka. Nazwisko Braciaka zostało umieszczone w programie, pominięto jednak na afiszu.

Premiera „Wesela” w reżyserii Wiesława Górskiego miała miejsce 21 lutego 1987 r., spektakl zagrano 50 razy, ile razy Braciak wcielił się w Kubę – kroniki milczą. Kto wie, zresztą, jako potoczyłaby się dalsze kariera niedoszłego mechanizatora rolnictwa, gdyby właśnie w 1987 r. nie został przyjęty na PWST w Warszawie. Co było dalej można przeczytać w Wikipedii i na portalach plotkarskich.

Jerzy Zysnarski

   
© SPK KAMIENICA